30.05.2014

"W dżungli zdrowia" Beaty Pawlikowskiej

Swoje przemyślenia na temat tej książki chciałabym zacząć od samego tytułu, który według mnie jest baaardzo trafny. Naprawdę czułam się jak w dżungli. Zagubiona, dzika i czujna. Sama nie wiem czy to dobrze.
 
"W dżungli zdrowia" to nic innego jak poradnik żywienia, który wytacza wojnę chemii w jedzeniu. Autorka przybliża nam swój sposób odżywiania, który wypracowała w przeciągu lat. Opowiada o podróżach, swoich kulinarnych eksperymentach i atakuje współczesne jedzenie.
Jeżeli jesteś czytelnikiem mojego bloga i nie trafiłeś/aś na ten wpis przypadkowo wiesz, że staram się żyć zdrowo, uważam na to co jem, ćwiczę z Chodakowską i jeżdżę na rolkach. Cenię swoje zdrowie i chcę o nie dbać. Właśnie z tego powodu sięgnęłam po tę książkę. 

Książka jest napisana bardzo prostym językiem, czyta się ją migusiem i daje do myślenia. Chwilami szokuje, chwilami śmieszy a po chwili masz wrażenie, że napisała ją prawdziwa fanatyczka. Fanatzym to było moje pierwsze skojarzenie po dotarciu do połowy lektury. 

Aby przybliżyć wam moją myśl, przytoczę jak żyje i do jakiego życia namawia nas Beata Pawlikowska. Zero mięsa, alkoholu, dań z proszku, deserów (budyń, jogurt, serek, kefir itp), dżemów, fast foodów, gum do żucia, jajek z wyjątkiem tych klasy 0, keczupu, musztardy, majonezu, sosów, bulionów, margaryny, soków z kartonu, ciast, ciastek, cukierków itp. Mogłabym wymieniać godzinami.
Na początku zastanawiałam się, co właściwie autorka je. Spokojnie dowiemy się, jest o tym osobny rozdział. 

W wielkim skrócie. Autorka uważa, że "chemia zawarta w masowo produkowanej żywności zmienia działanie białek w naszym organiźmie i w konsekwencji prowadzi do zmian w funkcjonowaniu naszego umysłu, naszej wątroby, naszych kości, naszego serca i wszystkich innych narządów". Uważa, że przyczyną braku wrażliwości, przestępstw jest nasze jedzenie...

W wielu kwiestaich się zgodzę, chemia jest wszędzie. Jeżeli podobno nie dodał jej producent soku, to dodał ją producent koncentratu, z którego owy sok został stworzony... Czysta chemia. Sztuczne witaminy, sztuczny smak, sztuczna konsystencja. Autorka wyrzuciła ze swojego życia chemię i uważa, że nie choruje, świetnie się czuje i jest szczęśliwa.

Jeśli chcecie przeczytać jakich trików używają producenci, jak żyją kury, krowy itp zanim zostaną zjedzone, jak wpływa chemia na nasze zdrowie to jest to książka dla was. 

Jeżeli chodzi o sam sposób pisania, to jak już wspomniałam czyta się lekko, lecz według mnie książka mogłaby być o połowę krótsza, częste powtażanie zwrotu "rozumiesz?" irytowało mnie to potęgi entej, a masło maślane i powtórzenia nurzyły.

Powiem szczerze, że dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy, ale nie jestem gotowa by żyć tak jak radzi autorka. Nie mam dostępu do ekologicznego sklepu, w swoim osiedlowym warzywniaku nie dostanę soczewicy i fasoli mung, ale na pewno bardziej świadomie spojrzę na sklepowe półki i nie dam się oszukiwać i chyba taki cel postawiła sobie Beata Pawlikowska.


3 komentarze:

  1. nie znam,ale zaciekawiłaś mnie i to bardzo tą książką :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tę książkę i czytając Twoją opinię czuję się tak, jakbym sama ją napisała! Mnie też przyszło do głowy, że Pawlikowska to fanatyczka, częste powtarzanie tego samego mega mnie irytowało i już tak około 300 strony czułam się już zmęczona. Ale ogólnie było ok, uświadomiłam sobie ile chemii jest w tym co codziennie zjadam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Pawlikowską, czytam jej książki jednym tchem. Kiedyś miałam na uwadze tę pozycję, ale jakoś nie było mi po drodze. Myśl, że moja ulubiona kawa rozpuszczalna nie jest najzdrowsza i musiałabym z niej zrezygnować nie napawa mnie optymizmem :)

    OdpowiedzUsuń